Było,było i będzie jeszcze.Cały czas powstają "karczochy".Teraz ozdabiam małe formy ,ale dzięki życzliwości Lucyny lecą już do mnie duże formy z których powstaną zajączkowe podarki dla znajomych.Robieniem tych jaj zaraziły sie też moje dzieci.Andżela już jedno skończyła .Oto efekt jej pracy:A to już moje "karczochy":
Jeśli mówimy już o ozdobach wielkanocnych to wyciągłam coś co wyprodukowałam w czasach błogiej nieświadomości o tym jak piękne mogą byc ozdoby.Kiedyś bardzo mi się ta praca podobała.Dziś zawiesiłam ją u siebie chyba przez sentyment i z tego samego powodu Wam ja pokazuję
Tak więc Wielkanoc coraz bliżej i wiosne już czuc w powietrzu .Nawet mój ogród już się powoli budzi.Z tym ogrodem to ja mam przechlapane.Mieszkam w takim dziwnym miejscu ,że u mnie w ogrodzie jest jakby zimniej niż np. u mojej sąsiadki.Zła jestem z tego powodu niesłychanie bo wszystkie jej rośliny budzą się o dwa tygodnie wczesniej niż moje .Ona widoki takie ,które ja dopiero dziś mogłam ujżec miała dużo wcześniej ode mnie.No ale trudno , ja dziś cieszyłam się na ten widok:
Piękne ,prawda?
Piękne karczochy! Wielkanocna dekoracja również. Zazdroszczę kwiatków w ogrodzie. Zawsze marzył mi sie dom z ogrodem, ale tak się stało, że mieszkam w kamienicy bez szans na ogródek. A tak bym chciała mieć takie kwiatki, nawet gdyby po sąsiedzku rosły szybciej:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Lucyna
swietne jajka..a o tych coi robilam napisalm ci u siebie na blogu pod twoim komentarzem..wybacz nie chce mi sie przepisywac:))..no moze bardziej nie mam czasu bo moje porannne spacery po blogach zmienily sie w maratony...ale to dobrze...buziaczki,,pozdrwiam ania
OdpowiedzUsuń